Patrycja Terciak/ Katarzyna Skręt
MASZYNA DO OPOWIADANIA BAJEK / TEATR PINOKIO Z ŁODZI / REŻYSERIA:
MICHAŁ MALINOWSKI, PRZEMYSŁAW BUKSIŃSKI, PAWEŁ ROMAŃCZUK I KONRAD DWORAKOWSKI
BAJKOWE
EKSPERYMENTATORIUM
Szalony naukowiec skonstruował Maszynę do Opowiadania
Bajek. Złożył ją z różnych elementów, stąd bogactwo jej dźwięków. Maszyna
reaguje na otoczenie – kiedy dzieci zagłuszają opowieści, zaczyna się jąkać lub
milknie całkowicie. Generuje energię od energii małej publiczności, która to
podrzuca trybikom – storytellerom – tematy bajek. Dzieci hasłami wywoławczymi
czynią swoje lęki, marzenia i moc skojarzeń.
Raz, dwa, trzy – bajka!
Opowiedzmy dzieciom bajkę o kocie, który
liczył publiczność.
Na dachu siedział kot, którego nikt nigdy nie
widział. Przesiadywał na dachu portierni Teatru Pinokio. Od czasu do czasu
lizał łapkę, raz spoglądał w lewo, a raz w prawo i zamaszyście machał ogonem.
Miał o sobie wysokie mniemanie. Miauczał jak
typowy koci narcyz:
- Hmm… Patrzcie jak sprawnie liżę łapkę…
Patrzcie jak nadstawiam lewy profil… Patrzcie jak potrafię strzyc uszami…
Patrzcie, patrzcie, patrzcie!
Kot marzył o tym, żeby ktokolwiek zadarł
głowę do góry i spojrzał na niego. Stąd popisowe numery na skraju dachu. One
jednak zdawały się na nic; tak samo nie działały popisowo mruczane monologi.
Mimo tego, że nikt go nie widział – on
widział wszystkich. Z nudów wymyślił zabawę
w liczenie publiczności, ale po czasie zabawa przerodziła się w poważną pracę. Kot nie mógł sobie pozwolić na to, że nie policzy choćby jednego widza. To była sprawa kociego honoru! A chyba wszyscy wiemy jak ważny jest honor, prawda?
w liczenie publiczności, ale po czasie zabawa przerodziła się w poważną pracę. Kot nie mógł sobie pozwolić na to, że nie policzy choćby jednego widza. To była sprawa kociego honoru! A chyba wszyscy wiemy jak ważny jest honor, prawda?
Kot liczył i liczył, a jego ogon kręcił się
jakby ktoś nakręcał maszynkę do liczenia pieniędzy. W szeroko otwartych,
zielonych oczach migały jak szalone coraz to większe liczby.
Najmniejszego pracownika teatru mogą zobaczyć
tylko dzieci, bo one jeszcze w niego wierzą. Dostrzec go potrafią także ci,
którzy mają odwagę by wymyślać najdziwniejsze historie na świecie.
JEDYNA
TAKA BAJKA
Teatr Pinokio z Łodzi przygotował spektakl
wykorzystujący techniki improwizacji, storytellingu oraz teatru lalek. Maszyna
do opowiadania bajek to przedsięwzięcie oryginalne i za każdym razem inne. Bajki opowiadane przez aktorów powstają dzięki
pomysłowości widowni oraz z pomocą tajemniczej, wydającej niezwykłe dźwięki maszyny.
Na małej, czarnej scenie ustawiono jedyny, a
zarazem najważniejszym element scenografii - tytułową maszynę. Jej tajemniczy
wynalazca początkowo oczekiwał, że stanie się przyrządem służącym do drapania
po plecach, ale maszyna postanowiła zająć się opowiadaniem historii.
Skonstruowana z przeróżnych przedmiotów, między innymi plastikowych rur,
drewnianych deseczek, baniaka z wodą, strun oraz metalowych kół zębatych połączonych łańcuchem rowerowym, wydaje dźwięki oraz wypuszcza parę.
Narrator (Łukasz Bzura) wychodzi z mikrofonem
do najmłodszej widowni, zadaje pytania, a odpowiedzi służą mu jako oś konceptualna bajki. Każdy spektakl wygląda
zupełnie inaczej, ponieważ to dzięki pomysłom padającym z widowni powstają
niepowtarzalne opowieści.
W przedstawieniu, które oglądałam, pierwsza bajka dotyczyła dziewczynki
imieniem Zosia (faktycznie znajdowała się na widowni), której ulubionym daniem
były naleśniki z serem. Bohaterka postanowiła zerwać niedojrzałego pomidora i
urozmaicić swój jadłospis, jednak warzywo okazało się tak kwaśne, że Zosia przeznaczyła je na zupę pomidorową. Usłyszeliśmy też zaskakującą opowieść o
psie Łatce, która wyruszyła w podróż do Gdyni niebieskim samochodem, a tam
spotkała starszego mężczyznę - konstruktora maszyny do opowiadania bajek. Razem
zamieszkali na wyspie, a tajemniczy profesor już nigdy nie był samotny. Dzieci
zaproponowały również bajkę o wojnie o mięso małpy pomiędzy krokodylami a
lwami. Bajka była na tyle futurystyczna, że ostatecznie okazała się snem
zwierzęcia.
Aktorzy (Łukasz Bzura, Danuta Kołaczek, Ewa
Wróblewska oraz Żaneta Małkowska), wraz z reżyserami (a było ich aż czterech!): Michałem Malinowskim, Przemysławem
Buksińskim, Pawłem Romańczukiem i Konradem Dworakowskim podjęli się nie lada
wyzwania, jakim jest połączenie teatru formy z improwizacją oraz opowiadaniem
historii. Tym bardziej, że publiczność staje się nieodłączną częścią spektaklu
i od jej zaangażowania zależy jego przebieg. Ten eksperyment to okazja, by
zacząć przyzwyczajać odbiorców do mediacji teatru z innymi sztukami.
Maszyna do opowiadania bajek
wydaje się jednym z najtrudniejszych technicznie spektakli Pinokia. Skupienie
uwagi na wykonywanych czynnościach, dopasowanie ich do opowiadanej historii
oraz ciągłe podtrzymywanie dialogu z widzem jeszcze sprawiają aktorom
trudności. Jednak, pomimo drobnych mankamentów, Maszyna... to przykład
udanej współpracy pomiędzy aktorem i widzem.
Katarzyna
Skręt, tekst ukazał się na portalu e-teatr.pl w ramach Nowej Siły Krytycznej: http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/159823.html
ŚCIANANAŚWIAT
(LE MURMONDE) / TEATR POLSKI W POZNANIU / AUTOR: SERGE
KRIBUS / REŻYSERIA: KATARZYNA MICHAŁKIEWICZ
DOROŚLI
TO TAKIE SMUTNE DZIECI
Teatr
Polski w Poznaniu przygotował spektakl równocześnie bogaty w treści i ubogi w formie. Ściananaświat to wykład o tym, jak bardzo dorośli różnią się
od dzieci. O tym, że ściana oddzielająca pokój dziecięcy od pokoju rodziców
zniekształca dochodzące zza niej dźwięki. I zamiast indiańskiego okrzyku
słychać nieznośny, mącący spokój rodzica, hałas.
Prawie
jedenastoletni chłopiec imieniem Momo (Łukasz Chrzuszcz) staje na scenie sam.
Przebierając niezgrabnie nóżkami i tarmosząc spodnie, zaczyna swój
specjalistyczny wykład na temat problemów dotykających dzieci. Mówi o tym,
czego im nie wolno robić, jak mają mówić, myśleć czy jeść. I kiedy mają to
robić - również. To wszystko ścisłe wytyczne dorosłych, z którymi na co dzień
spotyka się dziecko. Jego ojciec (Andrzej Szubski) przychodzi do pokoju Momo
tylko po to, by go uciszyć. Nie potrafi odpowiedzieć na żadne pytanie i uważa,
że chłopiec mówi do ściany. Jednak jedyną ścianą jest ta dzieląca ojca od syna.
Nieumiejętność komunikacji i zrozumienia potrzeb dziecka prowadzi do gorzkich
konkluzji.
Pomimo
tego, Ściananaświat to spektakl pełen ciepła i uroku. Kreacja głównego
bohatera zachwyca jednocześnie subtelnością, humorem, ale też pewnością siebie.
Chrzuszcz na scenie staje się jedenastoletnim chłopcem, nawiązując niezwykły
kontakt z najmłodszą publicznością. To oni najgłośniej krzyczą, że wcale żadnej
ściany nie ma i oni tu naprawdę są. Pusta scena, a na niej jedno krzesło oraz
pojawiające się co jakiś czas wizualizacje, są jedynie tłem rozgrywającej się
akcji.
W
warstwie fonicznej pojawiają się także inne postaci: Miś, Czarownica oraz
Winnetou – idol Momo. Jednak żadna z postaci nie pomaga chłopcu. Pluszowa
maskotka wcale nie przypomina starego kompana do zabaw, Czarownica każe odwołać
mu wszystkie „nieprawdziwe” zarzuty wobec dorosłych, a Winnetou – tak samo jak
jego ojciec – nie potrafi odpowiedzieć na żadne pytanie.
Momo
mówi, że dorośli to takie smutne dzieci. I chyba jest w tym dużo prawdy.
Zapracowani, wiecznie zmęczeni, w końcu zatracamy w sobie pokłady tego ciepła
rozgrzewającego nas od środka. A przecież chłopiec tak nie wiele chciał od
ojca: by opowiedział mu o mamie lub zaśpiewał piosenkę. Ściananaświat to
głos dziecka wołającego o chociaż najmniejszą próbę zrozumienia jego świata, tak skomplikowanego dla
umysłu dorosłego człowieka. Ściana, która dzieli dzieci od rodziców staje się
czasem nie do przesunięcia. A może jednak warto spróbować?
Katarzyna
Skręt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz