Teatr PINOKIO w Łodzi
ul. Kopernika 16, 90-503 Łódź
Biuro Promocji i Upowszechniania Teatru: 42 636 66 90

środa, 10 lipca 2013

ŚWIAT WEDŁUG NAJNAJA, czyli nasz korespondent z PIASKOWNICY


Próba prawie generalna

W piątek (5 lipca) spotkało mnie nie lada wyróżnienie. Wspólnie z dzieciakami z Brave Kids skorzystałam z zaproszenia i odwiedziłam Fundację Jaś i Małgosia. Cel wizyty numer jeden: zabawa z podopiecznymi Fundacji; cel numer dwa: prezentacja programu przygotowanego przez Odważne Dzieciaki. Wesołym, zielonym autobusem „Pinokia” przez ulice miasta mknęliśmy do siedziby Jasia i Małgosi i, bynajmniej, nie była to piernikowa chatka (no, to „mknę” tatuś kazał wziąć w cudzysłów – czytaj: „roboty drogowe”). Podróż wcale się nie dłużyła, wręcz czekaliśmy na kolejny pretekst do postoju, bo łodzianie niezwykle żywo i serdecznie reagowali na kolorowo poubieranych młodych aktorów-pasażerów autobusu, którzy nie szczędzili nadgarstków, entuzjastycznie machając. Na miejscu nasze pinokiowe „brave kids” i te „odważne dzieciaki” z Fundacji pokazały, że wszelakie ograniczenia to tylko sztuczna umowa dorosłych, dziecięcy świat nie tworzy map, na których są zaznaczone jakiekolwiek granice, a inność (różnorodność?) jest po prostu piękna. Aaa i jeszcze, próba prawie generalna finałowego spektaklu przygotowywanego przez Brave Kids zakończyła się spontaniczną owacją przeuroczej widowni.



Pippi, czyli czekając na tatusia…

Zawsze czekam na sobotę i faktu tego nie zmieni cotygodniowy rytuał sprzątania. To dzień, gdy nikt się nie śpieszy, rodzice są w domu, a w perspektywie niedzielny obiad u babci i dziadziusia oraz popołudniowe spotkanie z Anią i Mają. Tym razem na sobotę czekałam „tym bardziej” (6 lipca). Wiedziałam, co mnie czeka. Nie na darmo podglądałam próby Brave Kids i przed lustrem ćwiczyłam artystyczne wytykanie języka rodem z plakatu „Pippi Pończoszanki”. Dotarcie do łódzkiego Ogrodu Botanicznego nie stanowiło problemu (Odważne Dzieciaki przetarły szlaki, odwiedzając we wtorek pobliski Aquapark „Fala”), a zlokalizowanie niebieskiego namiotu cyrkowego – to już zupełna bułka z masłem. „Pinokio” przyzwyczaił do tego, że poważną przestrzeń teatralną można potraktować z lekkim przymrużeniem oka. Pomieści ona w sobie arenę cyrkową, salę koncertową, plac zabaw, a foyer (hi hi!) zamieni się w zielone alejki parkowe. Namiot szturmowały tłumy widzów i… komarów (nie tylko ja czekałam na tę sobotę). Pokaz rozpoczęły Odważne Dzieciaki – mnie nie zaskoczyły, wiedziałam, co potrafią. Innych chyba tak – wstawali z miejsc, fotografowali, śmiali się klaskali, z uznaniem kiwali głowami (znacie to takie dorosłe, poważne „mhy mhy”). A później już świetnie znany wszystkim dzieciom przeuroczy rudzielec, który pewnie nie tylko mnie inspirował do eksperymentów z fryzurą. Mimo że nikt nie wymagał kindersztuby („to jest słowo obce i niezrozumiałe, dlatego dzieci go nie znają wcale”), kilkakrotnie wyrwało mi się uciszające (niezdyscyplinowanych dorosłych): „ciiii!”. Bałam się, że mogę uronić coś z tego, co dzieje się na scenie-arenie-sali koncertowej. A działo się, działo. Jakby ekstrawagancji Pippi było komuś mało, mógł popatrzeć na żonglerkę (naleśnikami), akrobacje na trapezie (jakie to piękne i wzruszające było, też tak chcę!), arsenał „clownich gagów” (czemu one zawsze jednakowo śmieszą?) i koziołki-fikołki („nie powtarzać mi tego na trzepaku, proszę”). Można było i pośpiewać i poskakać na skakance (by zejść na „wielozadaniową powierzchnię sceniczną”, tak jak zrobił to przesympatyczny wolontariusz Janek i „odważne dzieciaki” z Laosu, nie starczyło mi odwagi, czyżby trema?). Myślę, że przy odrobinie uporu, można by dołączyć do zespołu na scenie i zagrać z nim choćby na nosie. A Pippi (Pippilotta Wiktualia Firandella Złotomonetta Pończoszanka)? Nie tylko grała na nerwach nachalnym edukatorom („na święte zasady nie ma rady”, a przecież „dziecku trzeba (s)pokój dać”), ale i wzruszała szczerą tęsknotą za zmarłą mamusią, nieobecnym tatusiem („A gdy dziecko tęskni, pękają serca motyli”). Samotność Pippi była dotkliwa tylko z zewnątrz, są wokół niej przyjaciele, jest z nią ocalający świat (ogród? botaniczny? egzotyczny?) ponadprzeciętnej wyobraźni, który – chyba (na pewno i mimo wszystko) – jest zasługą (tylko  pozornie) nieobecnego tatusia. Kapitan Pończocha pojawia się w finale nader spektakularnie… ale o tym sza. A tak z niezupełnie innej beczki, pewnie niektórzy z Was już śledzą marszrutę cyrkowo-teatralnej trupy „Pinokia”, by osobiście podejrzeć, co w Willi Ślicznotce piszczy i skorzystać z poprzedzających widowisko warsztatów (coś dla przyszłych kaskaderów, gwiazd estrady, sceny i szklanego ekranu). I Ci właśnie wiedzą, co robią! Lato w teatrze? Czemu nie!



 
Oula! O la la la!

Oula jest liderką grupy Brave Kids z Laosu. Ma buzię jak porcelanowa laleczka, kruczoczarne włosy, orzechowe oczy i subtelny uśmiech, który, poczynając od kącików ust, rozlewa się po całej twarzy. Wygląda jak najprawdziwsza azjatycka księżniczka. Nigdy, co prawda, takiej nie widziałam, ale jestem pewna, że musi być podobna do Ouli (zresztą pokażcie mi lepszą!). Oula potrafi z kawałka papieru wyczarować kukiełkę-przytulankę czy portret origami a ze starej gazety torbę na zakupy, która przy niewielkim  brokatowym „tuningu” może pełnić rolę wizytowej kopertówki (takiej co to można z nią do teatru albo cyrku, na premierę „Pippi” na przykład). Garść gumek recepturek zamieni w „wielofunkcyjne akcesorium do zabaw wszelakich”, a z papierowego sznurka stworzy ekstrawagancką biżuterię. Pięknie tańczy, śpiewa, a w głowie ma chyba bezdenną szufladę pełną pomysłów na atrakcyjne spędzenie czasu. Mówi niewiele, ale za pomocą gestu i tego czarującego uśmiechu objaśni nawet najtrudniejszy instruktaż gry czy skomplikowaną choreografię. Sprawi, że niestraszne nawet najwyższe huśtawki czy najbardziej strome zjeżdżalnie. Jest wyjątkowa… a piszę o niej nie dlatego, że rozpieszczała mnie na placu zabaw i zrobiła mi mój pierwszy prawdziwy (laotański) makijaż (no może troszkę dlatego), ale ponieważ bardzo za nią tęsknię. Odważne Dzieciaki wyjechały z Łodzi. See you later!



                               Z najnajowym pozdrowieniem – Wasz korespondent Hell-enka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz