Hell-ena w Helenowie a
Odważne Dzieciaki w Pinokio
Pora zacząć od remam… renam… remanentu (czyli, krótko
mówiąc, posprzątania piaskownicy). Mimo że Karuzela łagodnie wyhamowała,
Pinokio nie przestał kręcić! Nie wiem, czy to kwestia pogody, czy ekologicznych
zamiłowań - teatr wyszedł w plener, opanowując łódzkie parki (w jednym to nawet rozbił obozowisko), a
foyer (ha, bezbłędnie, bądź dumna mamusiu) i przyległości przejęły Odważne
Dzieciaki.
Najpierw – w noc (wieczór?) świętojańską swój drobniutki
nosek (bo przecież Pinokio nie kłamie!) wściubił do Helenowa. Spryciula nieźle
wykombinował, że jeśli noc najkrótsza, to nie warto mrużyć oczu. Mam nadzieję,
że choć on nie stracił szansy na kwiat paproci. Nie wiem, czy puszczał wianki,
bo do zmroku nie dotrwałam (tatusiu, godzina dobranocki to jawne
nieporozumienie!), ale na pewno puszczał oko do wszystkich, którzy lubią
Tuwima. Było etno, eko i retro (znaczy że dla babci i dziadziusia
też). Kwiatu paproci nie znalazłam (już nie wiem, czy przez rodziców czy
dobranockę), ale pławiłam się w morzu – rozrzuconych tu i ówdzie – pachnących
płatków. Odtąd „Kwiaty polskie” (w tym wydaniu Pinokio zupełnie na poważnie) będą
mi się kojarzyć z zapachem piwonii. Głos gwizdka i czarny melonik, natomiast,
skojarzę jako wezwanie… na Tuwima dla dzieci czytanie (proszę, proszę w Rok
Tuwima każdy łodzianin staje się domowym, a raczej parkowym, wierszokletą). Happening
teatru Pinokio był happy i – na wskroś – scenografii i kostiumom aktorów pokazał, że Tuwima nie da
się zaszufladkować. Kto nie był, nie widział: do teatru Pinokio na „Tuwimki”
marsz!
A w budynku teatru oblężenie, gwar i twórcza (wy-twórcza
atmosfera). Wieża Babel? Odważne Dzieciaki z Gruzji, Izraela, Laosu i Rumunii
(kolejność alfabetyczna)
pokażą, że wspólne budowanie nie musi kończyć się fiaskiem, a mowa ciała i
uśmiech łamie wszystkie bariery językowe. Dzieciaki są suuuuppppeeeerrrr! Mimo
że wakacyjna laba: uczą się i uczą innych, bawią się i bawią innych.
Roześmiani, otwarci, o imionach jak magiczne zaklęcia, chcą poznać Łódź i
polską gościnność, równocześnie pokazując wyjątkowość swojego kraju. Tańczących
widziałam ich już dwukrotnie. W pięknych strojach, wymownych gestach
przypominali postaci z ilustracji egzotycznych legend. Wcześniej czasami dziecięco
niesforni, żywiołowi, czasami nieśmiali – na scenie zamieniali się w dumnych,
skupionych i profesjonalnych artystów. Giorgio, Aslan czy Spiro przy dźwiękach
muzyki, która przywołuje dalekie lądy, marzenia i nieziemskie fantazje,
zamieniają się nie do poznania,
przywodząc na myśl baśniowych bohaterów z różnych krańców świata (nic dziwnego,
że w domu zażyczyłam sobie oglądanie mapy, bo czy to możliwe, żeby podróż z
Laosu trwała aż trzy dni?). Tygiel kultur, mieszanka języków i wielka wzajemna sympatia
Odważnych Dzieciaków eksplodowała, gdy podczas obiadu odśpiewali w sześciu
językach (angielski, gruziński, hebrajski, laotański, polski, rumuński - kolejność alfabetyczna) urodzinową piosenkę
dla świętującej swój jubileusz Biance z Rumunii (Sto lat Bianca!).
I co te dzieciaki jeszcze zmalują? Zobaczymy! Po „Pipi”
(6 lipca – Ogród Botaniczny) – o ile zdążymy odebrać bezpłatne wejściówki w
„Pinokio”. Halo halo, czy ktoś mnie słyszy, ja rezerwuję (dla ani i Mai też)!
Z najnajowym
pozdrowieniem – Wasz korespondent
Hell-enka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz