Teatr PINOKIO w Łodzi
ul. Kopernika 16, 90-503 Łódź
Biuro Promocji i Upowszechniania Teatru: 42 636 66 90

sobota, 8 czerwca 2013

TEATRALNA KARUZELA: DZIEŃ 7.



Patrycja Terciak/ Katarzyna Skręt

MASZYNA DO OPOWIADANIA BAJEK / TEATR PINOKIO Z ŁODZI / REŻYSERIA: MICHAŁ MALINOWSKI, PRZEMYSŁAW BUKSIŃSKI, PAWEŁ ROMAŃCZUK I KONRAD DWORAKOWSKI

BAJKOWE EKSPERYMENTATORIUM

Szalony naukowiec skonstruował Maszynę do Opowiadania Bajek. Złożył ją z różnych elementów, stąd bogactwo jej dźwięków. Maszyna reaguje na otoczenie – kiedy dzieci zagłuszają opowieści, zaczyna się jąkać lub milknie całkowicie. Generuje energię od energii małej publiczności, która to podrzuca trybikom – storytellerom – tematy bajek. Dzieci hasłami wywoławczymi czynią swoje lęki, marzenia i moc skojarzeń.

Raz, dwa, trzy – bajka!
Opowiedzmy dzieciom bajkę o kocie, który liczył publiczność.

Na dachu siedział kot, którego nikt nigdy nie widział. Przesiadywał na dachu portierni Teatru Pinokio. Od czasu do czasu lizał łapkę, raz spoglądał w lewo, a raz w prawo i zamaszyście machał ogonem.
Miał o sobie wysokie mniemanie. Miauczał jak typowy koci narcyz:
- Hmm… Patrzcie jak sprawnie liżę łapkę… Patrzcie jak nadstawiam lewy profil… Patrzcie jak potrafię strzyc uszami… Patrzcie, patrzcie, patrzcie!
Kot marzył o tym, żeby ktokolwiek zadarł głowę do góry i spojrzał na niego. Stąd popisowe numery na skraju dachu. One jednak zdawały się na nic; tak samo nie działały popisowo mruczane monologi.
Mimo tego, że nikt go nie widział – on widział wszystkich. Z nudów wymyślił zabawę
w liczenie publiczności, ale po czasie zabawa przerodziła się w poważną pracę. Kot nie mógł sobie pozwolić na to, że nie policzy choćby jednego widza. To była sprawa kociego honoru! A chyba wszyscy wiemy jak ważny jest honor, prawda?
Kot liczył i liczył, a jego ogon kręcił się jakby ktoś nakręcał maszynkę do liczenia pieniędzy. W szeroko otwartych, zielonych oczach migały jak szalone coraz to większe liczby.
Najmniejszego pracownika teatru mogą zobaczyć tylko dzieci, bo one jeszcze w niego wierzą. Dostrzec go potrafią także ci, którzy mają odwagę by wymyślać najdziwniejsze historie na świecie. 





JEDYNA TAKA BAJKA

Teatr Pinokio z Łodzi przygotował spektakl wykorzystujący techniki improwizacji, storytellingu oraz teatru lalek. Maszyna do opowiadania bajek to przedsięwzięcie oryginalne i za każdym razem inne. Bajki opowiadane przez aktorów powstają dzięki pomysłowości widowni oraz z pomocą tajemniczej, wydającej niezwykłe dźwięki maszyny.

Na małej, czarnej scenie ustawiono jedyny, a zarazem najważniejszym element scenografii - tytułową maszynę. Jej tajemniczy wynalazca początkowo oczekiwał, że stanie się przyrządem służącym do drapania po plecach, ale maszyna postanowiła zająć się opowiadaniem historii. Skonstruowana z przeróżnych przedmiotów, między innymi plastikowych rur, drewnianych deseczek, baniaka z wodą, strun oraz metalowych kół zębatych połączonych łańcuchem rowerowym, wydaje dźwięki oraz wypuszcza parę.

Narrator (Łukasz Bzura) wychodzi z mikrofonem do najmłodszej widowni, zadaje pytania, a odpowiedzi służą mu jako oś konceptualna bajki. Każdy spektakl wygląda zupełnie inaczej, ponieważ to dzięki pomysłom padającym z widowni powstają niepowtarzalne opowieści. 

W przedstawieniu, które oglądałam, pierwsza bajka dotyczyła dziewczynki imieniem Zosia (faktycznie znajdowała się na widowni), której ulubionym daniem były naleśniki z serem. Bohaterka postanowiła zerwać niedojrzałego pomidora i urozmaicić swój jadłospis, jednak warzywo okazało się tak kwaśne, że Zosia przeznaczyła je na zupę pomidorową. Usłyszeliśmy też zaskakującą opowieść o psie Łatce, która wyruszyła w podróż do Gdyni niebieskim samochodem, a tam spotkała starszego mężczyznę - konstruktora maszyny do opowiadania bajek. Razem zamieszkali na wyspie, a tajemniczy profesor już nigdy nie był samotny. Dzieci zaproponowały również bajkę o wojnie o mięso małpy pomiędzy krokodylami a lwami. Bajka była na tyle futurystyczna, że ostatecznie okazała się snem zwierzęcia.

Aktorzy (Łukasz Bzura, Danuta Kołaczek, Ewa Wróblewska oraz Żaneta Małkowska), wraz z reżyserami (a było ich aż czterech!): Michałem Malinowskim, Przemysławem Buksińskim, Pawłem Romańczukiem i Konradem Dworakowskim podjęli się nie lada wyzwania, jakim jest połączenie teatru formy z improwizacją oraz opowiadaniem historii. Tym bardziej, że publiczność staje się nieodłączną częścią spektaklu i od jej zaangażowania zależy jego przebieg. Ten eksperyment to okazja, by zacząć przyzwyczajać odbiorców do mediacji teatru z innymi sztukami.

Maszyna do opowiadania bajek wydaje się jednym z najtrudniejszych technicznie spektakli Pinokia. Skupienie uwagi na wykonywanych czynnościach, dopasowanie ich do opowiadanej historii oraz ciągłe podtrzymywanie dialogu z widzem jeszcze sprawiają aktorom trudności. Jednak, pomimo drobnych mankamentów, Maszyna... to przykład udanej współpracy pomiędzy aktorem i widzem.

Katarzyna Skręt, tekst ukazał się na portalu e-teatr.pl w ramach Nowej Siły Krytycznej: http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/159823.html

ŚCIANANAŚWIAT (LE MURMONDE) / TEATR POLSKI W POZNANIU / AUTOR: SERGE KRIBUS / REŻYSERIA: KATARZYNA MICHAŁKIEWICZ
DOROŚLI TO TAKIE SMUTNE DZIECI

Teatr Polski w Poznaniu przygotował spektakl równocześnie bogaty w treści i ubogi w formie. Ściananaświat to wykład o tym, jak bardzo dorośli różnią się od dzieci. O tym, że ściana oddzielająca pokój dziecięcy od pokoju rodziców zniekształca dochodzące zza niej dźwięki. I zamiast indiańskiego okrzyku słychać nieznośny, mącący spokój rodzica, hałas.

Prawie jedenastoletni chłopiec imieniem Momo (Łukasz Chrzuszcz) staje na scenie sam. Przebierając niezgrabnie nóżkami i tarmosząc spodnie, zaczyna swój specjalistyczny wykład na temat problemów dotykających dzieci. Mówi o tym, czego im nie wolno robić, jak mają mówić, myśleć czy jeść. I kiedy mają to robić - również. To wszystko ścisłe wytyczne dorosłych, z którymi na co dzień spotyka się dziecko. Jego ojciec (Andrzej Szubski) przychodzi do pokoju Momo tylko po to, by go uciszyć. Nie potrafi odpowiedzieć na żadne pytanie i uważa, że chłopiec mówi do ściany. Jednak jedyną ścianą jest ta dzieląca ojca od syna. Nieumiejętność komunikacji i zrozumienia potrzeb dziecka prowadzi do gorzkich konkluzji.

Pomimo tego, Ściananaświat to spektakl pełen ciepła i uroku. Kreacja głównego bohatera zachwyca jednocześnie subtelnością, humorem, ale też pewnością siebie. Chrzuszcz na scenie staje się jedenastoletnim chłopcem, nawiązując niezwykły kontakt z najmłodszą publicznością. To oni najgłośniej krzyczą, że wcale żadnej ściany nie ma i oni tu naprawdę są. Pusta scena, a na niej jedno krzesło oraz pojawiające się co jakiś czas wizualizacje, są jedynie tłem rozgrywającej się akcji.

W warstwie fonicznej pojawiają się także inne postaci: Miś, Czarownica oraz Winnetou – idol Momo. Jednak żadna z postaci nie pomaga chłopcu. Pluszowa maskotka wcale nie przypomina starego kompana do zabaw, Czarownica każe odwołać mu wszystkie „nieprawdziwe” zarzuty wobec dorosłych, a Winnetou – tak samo jak jego ojciec – nie potrafi odpowiedzieć na żadne pytanie.

Momo mówi, że dorośli to takie smutne dzieci. I chyba jest w tym dużo prawdy. Zapracowani, wiecznie zmęczeni, w końcu zatracamy w sobie pokłady tego ciepła rozgrzewającego nas od środka. A przecież chłopiec tak nie wiele chciał od ojca: by opowiedział mu o mamie lub zaśpiewał piosenkę. Ściananaświat to głos dziecka wołającego o chociaż najmniejszą próbę zrozumienia jego świata, tak skomplikowanego dla umysłu dorosłego człowieka. Ściana, która dzieli dzieci od rodziców staje się czasem nie do przesunięcia. A może jednak warto spróbować?

Katarzyna Skręt






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz